„St. Anger” (2003)

„St. Anger” ukazał się w trudnym dla Metalliki czasie. Choć od wydania ostatniej płyty z premierowym materiałem minęło siedem lat, w momencie premiery albumu mówiło się o wszystkim, tylko nie o nowej muzyce Mety. Z zespołem właśnie pożegnał się wieloletni basista Jason Newsted, a jego miejsce zajął wyłoniony w trakcie przesłuchań Robert Trujillo. James Hetfield zmagał się z uzależnieniem od alkoholu, przez co materiał został dokończony przez trzech pozostałych członków zespołu i producenta Boba Rocka. Nerwowa sytuacja wokół grupy sprawiła, że powstał wściekły, thrashowy album, muzycznie pragnący być blisko tego, co Metallica robiła w latach 80. Odcięcie się od „Load” i „Reload” słychać już w pierwszych taktach otwierającego album kawałka „Frantic”. Z perspektywy czasu na pewno warto docenić próbę powrotu do korzeni, ale niestety poza tytułowym „St. Anger” trudno wymienić piosenki mogące chociaż otrzeć się o metallikowy kanon.

„ReLoad” (1997)

Już w momencie, w którym pojawiły się pierwsze plotki mówiące o wydaniu „ReLoad”, fani podejrzliwie podchodzili do tego materiału. Jeszcze nie zdążyli na dobre przetrawić zawartości „Load”, kiedy zespół ogłosił, że wydaje nową płytę. Przez to do „ReLoad”cprzykleiła się łatka albumu z odrzutami. Wśród tych niechcianych wcześniej piosenek najjaśniej błyszczy nagrane w duecie z Marianne Faithfull „The Memory Remains”. Druga część „Unforgiven” została potraktowana jako skok na kasę, co nie przeszkodziło jej stać się przebojem. Od zapomnienia udało się także uchronić kawałkowi „Fuel”. Przez kilka lat numer służył jako hymn drużyny hokejowej NHL Philadelphia Flyers, był także grany na wyścigach serii NASCAR.

„Garage Inc.” (1998)

Dwupłytowe „Garage Inc.” można było postrzegać w kategorii prezentu dla największych fanów, a zarazem sympatycznego kaprysu utytułowanego zespołu będącego u szczytu sławy i mogącego robić co mu się tylko podoba. Wydawnictwo miało być swego rodzaju hołdem dla inspiracji Metalliki. Pierwszy dysk wypełniły nagrane specjalnie na potrzeby kompilacji piosenki m.in. Black Sabbath, Nicka Cave'a i Lynyrd Skynyrd. Największym przebojem z tego zestawu stało się „Whiskey in the Jar” z repertuaru The Dubliners. Na drugą płytę trafiły archiwalne nagrania z lat 80., w tym covery Queen, Motorhead i Budgie. Niby nic specjalnego, bo większość z tych utworów była znana z pierwszych EP-ek zespołu, ale w zestawieniu z nowymi wersjami ważnych dla Metalliki nagrań i bogatą oprawą graficzną, zawierającą archiwalne zdjęcia zespołu, „Garage Inc.” stało się interesującą pozycją dokumentującą muzyczne korzenie Metalliki.

„Load” (1996)

Nagranie „Load” było jednym z największych wyzwań w historii Metalliki. Po sukcesie „Czarnego albumu” poprzeczka była ustawiona tak wysoko, że nie sposób było jej nie strącić. Zespół podjął rękawicę i postanowił przygotować coś zupełnie innego. W parze z nową muzyką szła zmiana wizerunku. Delikatnie mówiąc muzycy Metalliki złagodnieli. Złagodniała także muzyka. Nigdy wcześniej Meta nie brzmiała tak jak w „Mama Said”. Blues, country, rock, wreszcie tak ukochany przez fanów metal. Możliwe, że „Load” to najbardziej zróżnicowany album w ich dorobku. Jednak przy pomocy Boba Rocka udało się te z pozoru nieprzystające do siebie elementy ułożyć w całkiem nieźle brzmiącą całość.

„Death Magnetic” (2008)

W powszechnej opinii to płyta, za sprawą której Metallika wróciła na właściwe tory. Zespół miał czas żeby uporządkować sprawy osobiste i przede wszystkim na spokojnie zgrać się z Robertem Trujillo, którego potencjał został wreszcie wykorzystany. Na „Death Magnetic” Metallica w udany sposób sięga do swojego dorobku z lat 80., jednocześnie wyzyskując najlepsze rzeczy z rockowej formuły znanej z „Czarnego albumu”. Mamy tu zarówno thrashowe bomby („My Apocalypse”), misternie prowadzone ballady („The Day That Never Comes”) i rockowe odjazdy („All Nightmare Long”). Prawdopodobnie w 2008 roku Metallica wycisnęła ze swojego potencjału maksimum możliwości.

„Kill 'Em All” (1983)

25 lipca 1983 rozpoczęła się nowa era w muzyce metalowej. Debiut czwórki chłopaków z Los Angeles zrewolucjonizował myślenie o ciężkim graniu. Metallica w intuicyjny sposób połączyła dokonania zespołów spod znaku New Wave of British Heavy Metal z szybkością i energią hardcore’u. Najbardziej reprezentatywnym fragmentem albumu jest „Whiplash”. Wściekłość i wrzask zostały tutaj połączone z galopującymi riffami ciętymi przez James Hetfielda, co przyniosło jeden z najbardziej brawurowych kawałków w dorobku zespołu. Drugim ikonicznym numerem na płycie jest „Seek & Destroy”, do dzisiaj obecny prawie w każdej koncertowej setliście Metalliki. Z perspektywy czasu śmiało można powiedzieć „Kill ‘Em All” było doskonałym punktem wyjścia do tworzenia rzeczy ponadczasowych, o czym przekonały nas kolejne albumy Metalliki.

„Ride the Lightning” (1984)

"Ride the Lightning" to album rozwijający wątki z debiutu. Pozornie to mniej rewolucyjna płyta niż wydane rok wcześniej "Kill 'Em All", jednak słychać, że w krótkim okresie Metallica mocno się rozwinęła. Krążek rozpoczyna się szaleńczo agresywnym "Fight Fire with Fire", aby po numerze tytułowym dobić słuchacza doskonałym "From Whom the Bell Tolls". I kiedy dochodzimy do połowy płyty, słyszymy rozpoczęcie nowego wątku, który zespół będzie szlifował przez lata. Metalowa ballada. "Fade to Black" to pierwszy z potężnych, misternie rozwijających się numerów, łączących w sobie emocje i wygar. Przed siedem minut zespół buduje napięcie, aby w końcowej fazie doprowadzić do wyładowania energii, kojarzącym się z okładką "Ride the Lightning". Tym sposobem Metallica pokazała, że mocne granie może być równocześnie niesamowicie przebojowe.

„…And Justice for All” (1988)

Tuż przed wydaniem „Masters of Puppets” w wypadku busa, którym podróżowała Metallika, zmarł basista zespołu, Cliff Burton. Jego miejsce zajął Jason Newsted, z którym zespół nagrał „…And Justice for All”, płytę z niewiadomych powodów pozostającą często niedocenioną pozycją w dorobku Metalliki. To także materiał, który chyba najbardziej dzieli fanów. Jedni widzą w nim ostatni dobry krążek Mety, drudzy nudny album nagrany z basistą, którego praktycznie nie słuchać, bo został zagłuszony przez gitary i bębny. Ilu fanów, tyle opinii. Nie zmienia to jednak faktu, że na tym albumie Metallika po raz kolejny sięgnęła po nowe środki, tym razem stawiając fundamenty pod progresywnego metalu. Ozdobą płyty jest pełne dramaturgii „One”. Rockowa ballada przeistacza się w pewnym momencie w szaleńczy thrash, a całość uzupełnia misterna solówka Kirka Hammetta, uznawana za jedną z najlepszych w historii gitarowego grania. Warto dodać, że to właśnie do „One” powstał pierwszy w historii teledysk Metalliki. W czarnobiałym klipie oprócz zespołu pojawiają się także fragmenty filmu „Johnny poszedł na wojnę”.

„Metallica (a.k.a. Czarny album)” (1991)

O tej płycie powiedziano i napisano wszystko. W momencie premiery przez sporą część fanów była odebrana jako zdrada metalowych ideałów, teraz uchodzi za jeden z najważniejszych albumów w historii rocka. To właśnie tym albumem Metallica zaistniała w świadomości tych, którzy nie słuchali ekstremalnego metalu. Płyta rozpoczyna charakterystyczny motyw „Enter Sandman”, który z czasem stał się jednym z najbardziej ikonicznych riffów wszech czasów. Do rangi rockowych klasyków awansowały także „Sad But True” i „Wherever I May Roam”. Przy okazji „Czarnego albumu” cześć radykalnych fanów nie szczędziła cierpkich słów pod adresem ballad „Nothing Else Matters” i „The Unforgiven”. Czas pokazał, że te nagrania stały się najpopularniejszymi singlami Metalliki, wprowadzając ją w poczet gwiazd gitarowego grania.

Posłuchaj najlepszych utworów Metalliki w stacji 100% Metallica w Open FM!

„Master of Puppets” (1986)

Arcydzieło ciężkiego grania. Płyta, która zdefiniowała thrash metal. Formuła szlifowana na dwóch pierwszych wydawnictwach Metalliki na „Master of Puppets” została doprowadzona do perfekcji. Zabójcze tempa, punk-rockowa energia i ślady klasycznego heavy metalu zostały scalone w idealnych proporcjach. Ostatni album nagrany z Cliffem Burtonem dla wielu pozostaje także ostatnią płytą właściwej Metalliki. Zespołowi udała się trudna sztuka pogodzenia olbrzymiej mocy z przebojowością, której mógłby pozazdrościć niejeden rockowy zespół. Od pierwszego „Battery” do ostatniego „Damage, Inc.” mamy do czynienia z dziełem idealnym. Szczególne miejsce w sercach polskich fanów Metalliki zajął instrumentalny kawałek „Orion”, w którym szczególną rolę odegrał Burton.

Logo - Wirtualna Polska