Niemal trzynaście lat temu pokazał się polskiej publiczności jako nieco zabawny, nie do końca traktujący rzeczywistość poważnie, artysta z nieodległej Danii. Urodził się w polskiej rodzinie, toteż swoje skandynawskie wychowanie z rozbrajającą szczerością przekładał na realia, które zastał po powrocie do kraju swojej matki-polonistki. Czarował swoim urokiem osobistym w telewizyjnych programach rozrywkowych, wydawał płytę za płytą, a przy okazji rozbawiał publiczność swoimi drobnymi pomyłkami językowymi, które ciągnęły się za nim przez lata. Teraz dojrzał, poczuł też wezbranie emocje, i powrócił z nowym krążkiem. "#IDEOLOGIAMOZILA" to nie jest już to, do czego przywykła publiczność oczekująca nowego materiału od Czesława. To album pełen złości, buntu, ale też rozpaczy. Mozil rozprawia się w nim z demonami tak swoimi, jak i całego narodu, z bacznością przyglądając się temu, co nas dzieli, choć powinno łączyć. Zbliżające się zakończenie roku 2021, obfitującego w lęki i waśnie, podsumowuje się więc w "#IDEOLOGIIMOZILA" w sposób zaskakująco smutny.

Całej rozmowy z Czesławem Mozilem posłuchacie TUTAJ, natomiast poniżej wybraliśmy kilka fragmentów z wywiadu, by zachęcić Was do sięgnięcia po całość.

Grzegorz Betlej: Twoja płyta "#IDEOLOGIAMOZILA" kojarzy mi się z nowym "Weselem" Wojciecha Smarzowskiego. Obydwie te rzeczy to taki rodzaj sztuki, który swędzi, denerwuje, buduje napięcie, wchodzi do głowy i bardzo się podoba mimo złych emocji, które rodzi.

Czesław Mozil: To wielkie porównanie. Ten film zrobił na mnie ogromne wrażenie, jest mi bardzo miło to słyszeć. Mam poczucie, że za każdym razem, kiedy coś wydaję, jestem debiutantem, bo mój wizerunek jest niejasny i wszystko, co robię, odstaje od siebie. Kilka lat temu robiłem płytę dla młodzieży, która dla niektórych mogłaby być obciachem, ale dla mnie sztuka balansuje na cienkiej granicy pomiędzy kiczem a kulturą wyższą. Więc wypuszczając nowy krążek, wciąż nie wiem, którędy przebiega ta granica.

Pamiętam twoje pierwsze albumy – "Debiut" i "Pop". To były zabawy koncepcjami, a z nową płytą słyszę, jak bierzesz kij bejsbolowy, bo się mocno wkurzyłeś światem.

Staram się patrzeć na wszystko pozytywnie, ale widzę też, że spożywam więcej alkoholu po obejrzeniu serwisów informacyjnych. Nie mieści mi się też w głowie, że będąc obywatelem najpiękniejszego kraju na świecie, jakim jest Polska, muszę widzieć, jak w Święto Niepodległości ulicami Warszawy, która jest jednym wielkim cmentarzem, maszerują tacy ludzie, jacy maszerują. Jest w nas, Polakach, dużo hipokryzji, bólu, więc nie potrafię inaczej, niż zaśpiewać o tym.

Czesław Mozil (fot. Tomasz Kaczor)

W otwierającym płytę utworze "Dzień, w którym uśmiech znikł" śpiewasz, że dzisiaj płoną wielkie nazwiska i grube książki. To mi przypomina scenę z czasów okupacji, kiedy naziści palili zbiory Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Czy twoje słowa wynikają z faktu, że nasze społeczeństwo nie ma dzisiaj autorytetów?

Ten utwór jest według mnie najczarniejszą wizją naszego kraju. Mniej niż osiemdziesiąt lat temu przeżywaliśmy to, co przeżywaliśmy, a dziś się wydaje, że nikt w naszym kraju nie miał historii w szkole. Moi znajomi o tym utworze mówili, że pierwsza zwrotka brzmi tak, jakby została napisana o Polsce, druga jak o Białorusi, natomiast trzecia – jak o Rosji. A ja mam wrażenie, że to wszystko o Polsce, bo nas w ostatnich latach politycy pięknie znieczulili, bo nie mamy pamięci, jak w "Opowieści podręcznej", jak było jeszcze pięć-dziesięć lat temu. Powinniśmy się wielu zachowań wstydzić i ja sam się wstydzę tego, co robię, bo na przykład mam świadomość tego, jak straszne rzeczy dzieją się na granicy, a potem myślę, że mam kredyt do spłacenia i płytę do wydania, że muszę się zająć sobą i właściwie to nie mam w sobie miejsca na miłosierdzie. A to, że nie mamy autorytetów, wynika z tego, że nie pamiętamy – albo nie chcemy pamiętać – tego, co się działo dawno temu na naszych ziemiach.

Tak się właśnie zastanawiałem, czy ta płyta jest bardziej o Polsce, czy o człowieku, dla którego cały świat jest bardzo uniwersalny. Bo przecież nacjonalizm na przykład rośnie w siłę na całym świecie.

Śpiewam po polsku, więc komentuję polską rzeczywistość. Wiemy w jakim kierunku zmierza teraz Europa. Z drugiej strony śpiewam o przemocy domowej, a to jest temat bardzo uniwersalny. Lubię, gdy piosenki są pozbawione poezji, a uderzają prosto w twarz.

W tym numerze "Z miłości", który nagrałem w duecie z Hanią Rani, stawiam się w roli kata, który stara się usprawiedliwić siebie krzywdzącego swoją ukochaną. Śpiewam: "uderzę ponownie, bo skradłaś mi serce". Mam wrażenie, że wielokrotnie miałem styczność z przemocą – w moim przypadku nie była ona fizyczna, ale nieraz zastanawiałem się, czemu w jakiś inny sposób krzywdzę, skoro kocham: przecież ja ją tak kocham, to dlaczego robię rzeczy, które powodują u niej smutek i ból?

My często mówimy w Polsce, że nasza katolicka rodzina jest święta i nie powinniśmy się w nią wtrącać, a przecież brakiem wtrącania się akceptujemy zło.

Czesław Mozil (fot. Tomasz Kaczor)

Czy to nie tak, że łatwiej nam się krzywdzi bliskich?

W najbliższą osobę wiesz jak trafić. Często podświadomie toczymy walki na różnych płaszczyznach. Na koncertach często mówię ludziom, że, mieszkając trzynaście lat w Polsce, osłuchałem się ze stwierdzeniem, że jeśli kobieta dostała wpi***ol od swojego mężczyzny, to znaczy, że zasłużyła. A ja mam taki przykład kolegi, który będąc bokserem tkwił w toksycznym związku, w którym biła go partnerka, więc któregoś dnia zadzwonił po policję, a gdy mundurowi przyjechali i zobaczyli jego gabaryty, to spytali, czy nie może partnerce oddać.

Często czytam komentarze pod artykułami w Internecie i widzę, że nasze społeczeństwo jest pełne szowinizmu: a bo kobietę to można zgwałcić, a że ze zgwałconego mężczyzny to można się śmiać. Nigdy za to nie słyszałem logicznego argumentu, dlaczego chcielibyśmy się wycofać z konwencji stambulskiej.

Często pojawia się też argument, że dzieci z domów dziecka nie powinny trafiać pod opiekę par homoseksualnych, mimo iż w domach heteroseksualnych mogłaby na nie czekać przemoc.

Ja nie rozumiem, co może kierować osobą, która przez swoje poglądy zabrania innym się kochać. Pary LGBT+ powinny mieć możliwość adopcji dzieci, może nawet wzięcia ślubu w katolickim kościele, bo nie rozumiem jak można komuś zabraniać miłości. Czasem na koncertach pytam, czy ktoś z publiczności nosi w sobie poczucie, że jest lepszym i większym ze względu na kolor skóry, orientację albo wiarę, a jeśli tak, to czy mógłby mi wytłumaczyć, jak to jest coś takiego czuć. Bo myślę, że to musi być strasznie mocne uczucie, skoro chcemy z takich powodów czuć się lepsi, skoro chcemy móc ingerować na przykład w ciało kobiety. Nigdy tego nie rozumiałem, a póki co nikt po koncercie nie przyszedł i mi o tym nie opowiedział.

Czy "Z miłości" z Hanią Rani powstało w lockdownie, kiedy ofiary zostały w domach ze swoimi oprawcami? Według statystyk w całym swoim życiu aż 33% kobiet powyżej piętnastego roku życia w Unii Europejskiej doświadczyło przemocy fizycznej, psychicznej albo seksualnej. A że najczęściej do takiej przemocy dochodzi z rąk najbliższych, to lockdown musiał być dla ofiar najtrudniejszym czasem w życiu.

Mieszkam na warszawskiej Pradze, gdzie schemat jest taki, że rano ojcowie wychodzą do pracy, wracając wstępują do baru, a wieczorem na podwórka wybiegają ich dzieci. Podczas zeszłorocznego ogólnokrajowego lockdownu – a było wtedy dość ciepło, więc okna były wszędzie pootwierane – było słychać co się dzieje w okolicznych mieszkaniach.

Podobno w Skandynawii dwa razy częściej niż w Polsce dzwoni się na policję, gdy dochodzi do aktów przemocy domowej. Niektórzy się tutaj cieszą, bo w teorii wygląda to tak, że w Skandynawii jest więcej przemocy domowej. A przecież prawda jest taka, że w Skandynawii po prostu częściej się dzwoni, bo ofiara wie, że jak przyjedzie policjant, to nie wyśmieje sytuacji, wie też, że państwo będzie w stanie o nią zadbać. U nas przemocy jest więcej, a telefonów mniej, bo ludzie zdają sobie sprawę z tego, że system nas nie weźmie pod swoje skrzydła.

Znam pary, które podczas pandemii od siebie odeszły, to bardzo mocne statystyki. Pandemia i post-pandemia przetrząsnęły rodzinami. Cieszę się, że w trakcie lockdownu nie byłem dzieckiem w takim domu.

Czesław Mozil (fot. Tomasz Kaczor)

Masz też na płycie utwór "Autorytet", w którym krzyczysz, że u niektórych bóg jest tylko na ustach, a nie w sercu.

Nazywamy się wierzącym narodem, ale wybraliśmy z wiary to, co jest dla nas wygodne. W refrenie padają słowa, że przyjdzie czas, w którym zostaniemy za to wszystko osądzeni.

Poprzednimi gośćmi podcastów Open FM byli między innymi: Reni Jusis, Natalia Przybysz, Andrzej Piaseczny, Klaudia Szafrańska, Kasia Lins i Grubson. Rozmów z nimi możecie posłuchać TUTAJ.

Logo - Wirtualna Polska

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Logo - Wirtualna Polska