Po tygodniach intensywnych przesłuchań i dramatycznych wystąpień stron, sprawa przeciwko Diddy’emu weszła w decydującą fazę. W poniedziałek, po odebraniu instrukcji od sądu, dwunastoosobowa ława przysięgłych rozpoczęła obrady, które mogą przesądzić o przyszłości jednego z najbardziej wpływowych ludzi w historii hip-hopu.
Proces na granicy show i tragedii
Sean Combs, znany światu jako Diddy, stanął przed sądem federalnym pod zarzutami, które – jeśli zostaną potwierdzone – mogą zakończyć jego wolność raz na zawsze. Raperowi postawiono pięć poważnych zarzutów, w tym dwa dotyczące handlu ludźmi, dwa kolejne związane z transportem w celu prostytucji oraz jeden dotyczący udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, czyli tzw. racketeeringu.
W piątek zamknięcie argumentacji obrony przyciągnęło uwagę nie tylko ze względu na treść, ale i formę. Adwokat Diddy’ego, Marc Agnifilio, zwrócił się bezpośrednio do ławy przysięgłych, próbując przedstawić relację jego klienta z Cassie Venturą, główną oskarżycielką, jako opartą na obopólnej zgodzie i stylu życia, który "mogli podzielać, ale nie musieli akceptować". Szczególnie mocno wybrzmiały słowa: "Cassie to seksowna kobieta, potraktujmy ją jak takową", które natychmiast wywołały falę krytyki w mediach i opinii publicznej.
Starcie narracji: przyzwolenie kontra przymus
Prokuratura zaprezentowała zupełnie inny obraz. Według śledczych Combs miał przez lata wykorzystywać swoją pozycję i wpływy, by zmuszać kobiety do aktów seksualnych. W wielu przypadkach miały być one odurzane narkotykami i pozbawiane możliwości wyrażenia świadomej zgody.
To właśnie ten kontekst – przymus, uzależnienie ofiar, ich niemożność odmowy – stanowi o ciężarze zarzutów. Prokuratorzy podkreślają, że działania Diddy’ego były nie tylko moralnie naganne, ale także przestępcze w świetle prawa federalnego.
Co istotne, sam oskarżony nie zdecydował się zabrać głosu przed sądem. Obrona nie powołała też żadnych świadków, ograniczając się do przesłuchiwania tych, których przedstawiła strona oskarżająca. Taka strategia, choć nie bez precedensu, może działać na niekorzyść artysty w oczach ławy przysięgłych.
Wyrok może zapaść niebawem
David Gelman, doświadczony adwokat komentujący proces dla "Daily Mail", stwierdził, że ława przysięgłych może podjąć decyzję nawet w ciągu jednego dnia. Zwrócił jednak uwagę na rzekome luki w materiale dowodowym: "Nie wiem, jak ława przysięgłych miałaby skazać Diddy’ego za którykolwiek z tych zarzutów. Dowodów nie ma."
To właśnie ocena dowodów, wiarygodności zeznań oraz ogólnego obrazu przedstawionego przez obie strony zadecyduje o losie Diddy’ego.
Na szali całe życie i kariera
Dla 55-letniego Seana Combsa ten proces to nie tylko batalia o dobre imię. W razie skazania na podstawie choćby części zarzutów, szczególnie tych dotyczących handlu ludźmi i udziału w zorganizowanej przestępczości, grozi mu kara dożywotniego pozbawienia wolności.
To oznaczałoby kres kariery jednego z najbardziej utytułowanych producentów muzycznych i przedsiębiorców w historii amerykańskiej popkultury. Jego dziedzictwo, dotychczas opiewane w mediach i przez fanów, może zostać zepchnięte w cień najpoważniejszych oskarżeń, z jakimi mierzył się artysta tej klasy w ostatnich dekadach.
Przyszłość Diddy’ego wisi na włosku – decyzja ławy przysięgłych może zmienić wszystko.