13 godzin narad i przełomowy werdykt
Proces przeciwko Diddy’emu trwał od maja i toczył się w sądzie federalnym na Manhattanie. Po trzech dniach obrad ława przysięgłych ogłosiła swój werdykt – uznając rapera za winnego transportowania Cassie Ventury oraz kobiety występującej pod pseudonimem "Jane" w celu uprawiania prostytucji. W przypadku tych zarzutów grozi mu kara do 10 lat więzienia za każdy czyn.
Przysięgli mieli problem z osiągnięciem jednomyślności w kwestii najcięższego oskarżenia – udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Ostatecznie jednak zapadła decyzja o uniewinnieniu w tej sprawie, podobnie jak w zarzutach dotyczących handlu ludźmi. Mimo to wyrok w sprawach dotyczących transportu kobiet stanowi poważne obciążenie dla wizerunku Diddy’ego i może zakończyć jego karierę.
Brak świadków obrony i strategia milczenia
Zaskakującą decyzją podczas procesu było to, że Diddy nie zeznawał w swojej obronie. Nie powołał też żadnych świadków. Obrońcy rapera przyjęli strategię opartą na kontestowaniu wiarygodności zeznań oskarżycieli oraz próbach przedstawienia ich jako osoby, które działały z pobudek emocjonalnych lub były pod wpływem środków odurzających.
Głównymi świadkami oskarżenia były Cassie Ventura – była partnerka Diddy’ego – oraz kobieta określana jako "Jane". Cassie opisała przed sądem szereg dramatycznych wydarzeń z czasów ich związku, oskarżając rapera o gwałt, przemoc fizyczną oraz zmuszanie do udziału w tzw. "freak-offs" – wieloosobowych orgiach, odbywających się pod wpływem narkotyków i często dokumentowanych.
Zeznania świadków obciążają Diddy’ego
W trakcie procesu prokuratura przedstawiła zeznania 34 świadków, w tym byłych partnerów i pracowników artysty. Wspólnie nakreślili obraz człowieka, który przez lata budował wokół siebie system zależności oparty na kontroli, manipulacji, przemocy i nadużyciach. Byli ochroniarze i członkowie personelu twierdzili, że byli świadkami zarówno przemocy, jak i zażywania narkotyków. Mówili także o opłacaniu prostytutek, które miały być obecne podczas wspomnianych "freak-offs".
Jednocześnie wskazywali, że raper wprowadzał kobiety w świat luksusu, uzależniając je od siebie emocjonalnie i finansowo. Cassie miała przez lata doświadczać przemocy, ale milczała ze względu na strach, zależność i manipulację ze strony Diddy’ego.
Obrona: dobrowolny udział i zazdrość
Zespół prawników Diddy’ego usiłował podważyć zeznania głównych oskarżycielek. Twierdzili, że zarówno Cassie, jak i Jane wyraziły zgodę na wszystkie relacje seksualne. W charakterze dowodu przedstawiono wymianę wiadomości tekstowych między Diddym a Cassie, które miały świadczyć o tym, że to ona planowała spotkanie określane jako "freak-off" w 2016 roku. Prawnicy sugerowali również, że ich klient mógł działać pod wpływem substancji odurzających lub emocji wywołanych zazdrością.
Mimo tych argumentów, ława przysięgłych nie dała im wiary w kontekście dwóch kluczowych zarzutów. Strategia obrony okazała się niewystarczająca, aby przekonać sąd co do całkowitej niewinności oskarżonego.
Co dalej z Diddym?
Po ogłoszeniu wyroku, obrońcy rapera natychmiast złożyli wniosek o zwolnienie za kaucją w wysokości miliona dolarów i pozwolenie mu na powrót do rezydencji na Florydzie. Prokuratura nie zgodziła się jednak na te warunki. Do czasu kolejnej rozprawy dotyczącej wymiaru kary, Diddy pozostaje w areszcie.
Sprawa Combsa bez wątpienia zapisze się w historii amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Proces stał się symbolem zmieniającego się podejścia do nadużyć seksualnych w świecie show-biznesu, a sam wyrok może być początkiem dalszych konsekwencji – zarówno prawnych, jak i społecznych. Opinie publiczne są podzielone, jednak jedno jest pewne: wizerunek Diddy’ego jako jednej z największych ikon kultury hip-hopowej już nigdy nie będzie taki sam.