W trakcie rozmowy pojawiły się także tematy m.in. procesu twórczego w trakcie pandemii, autoterapii oraz tego, jak narodziny dziecka wpływają na postrzeganie świata. Krzysztof Zalewski opowiedział nam także o tym, jak on się buntuje, czy zdarza mu się myśleć o śmierci oraz jak muzyka pomaga mu poszukiwać siebie.
Całej rozmowy z Krzysztofem Zalewskim możecie posłuchać TUTAJ, my natomiast wybraliśmy kilka fragmentów z tego wywiadu, aby zachęcić Was do sięgnięcia po całość.
Grzegorz Betlej (Open FM): Podczas lockdownu podobno nie zrobiłeś sobie przerwy…
Krzysztof Zalewski: Nagrywałem partie wokalne, bo inaczej nie dałoby się ze mną wytrzymać w domu. W całym tym przymusie zostawania w zamknięciu widziałem pozytywną stronę dla mnie: że w końcu mogłem zająć się synem, poobserwować jak się rozwija – on jest teraz w takim wieku, że co chwilę nabywa nowych umiejętności. Fajnie, że mam okazję to obserwować, że tego nie przegapiam. Lockdown sprawił, że siłą rzeczy nie mogłem grać koncertów, więc siedziałem więcej w domu i mogłem pogłębiać więź z synem. Ale moja dziewczyna zna mnie na tyle, że wie, że nawet chory i z gorączką nie poleżę kilku dni w domu. Więc podczas lockdownu wychodziłem trzy razy dziennie po chleb. Musiałem wreszcie nagrać wokale na płytę, więc przez dwa tygodnie siedziałem w swojej pracowni. Pożyczyłem tonę sprzętu, potem dostałem propozycję, żeby nagrać muzyczną wersję „Szewców” Witkacego i znów siedziałem – tym razem z Jackiem „Budyniem” Szymkiewiczem – dwa tygodnie, a potem przyszła Natalia Przybysz i okrasiła to swoim niebiańskim głosem. Później jeszcze zagrałem kilka koncertów online. Więc, oczywiście, siedziałem dużo więcej w domu, ale kontakt z muzyką miałem. To sprawiło, że dało się ze mną wytrzymać, bo gdyby nie to, to ciężko bym zniósł absolutne zamknięcie w domu. Trzech miesięcy bez muzyki, bez jakichś zajęć, mógłbym nie wytrzymać, mógłbym zwariować.
Open FM Podcast: posłuchaj rozmów z największymi gwiazdami polskiej muzyki!Mówisz dużo o synu. Twoja nowa płyta, „Zabawa”, jest dużo dojrzalsza od poprzednich, a wpływ miało na nią pewnie właśnie rodzicielstwo. Wszystko, co wcześniej zrobiłeś, było rodzajem jakiegoś buntu, a teraz brzmisz, jakbyś był nadal wkurzony, ale pogodzony z losem.
Pojawienie się syna miało duży wpływ na to, jak świat postrzegam i jak piszę. Numer kończący płytę „Zabawa” jest ewidentnym numerem dla syna – wyobrażałem sobie, jak słucha tej piosenki za kilkadziesiąt lat i jest starszy, niż ja dzisiaj. Piosenka „Ojcowie” rozprawia się natomiast z moją relacją z ojcem, z moją biografią, a trochę jest w niej analizy na temat mojej wizji ojcostwa. Czy dzięki ojcostwu stąpam mocniej po ziemi? Na pewno, ale też ze względu na przeróżne inne doświadczenia, nazwijmy je terapeutycznymi. Ja mam w sobie sporą dozę szaleństwa i muszę nad tym pracować. Przez ostatnich kilka lat odnoszę na tym polu małe sukcesy, przestałem na przykład rzucać telefonami o ścianę. Ogólnie robię się bardziej spokojny, może to kwestia wieku, a może właśnie ojcostwa.
Mam wrażenie, że kilkanaście lat temu panowała taka opinia – może głównie wśród starszych muzyków – że wchodzenie do świata muzyki przez telewizyjne talent-show jest drogą na skróty. A dziś się okazuje, że najwytrawniejsi gracze na rynku – Ty, Dawid Podsiadło, Brodka – weszliście tą drogą.
I Kortez. I Daria Zawiałow. Wszyscy jesteśmy z programów telewizyjnych. Znak czasów, nie ma się na co obrażać, to jak z serwisami streamingowymi. Realia się zmieniają, jesteśmy atakowani taką ilością muzyki, że aby się wybić, to talent-show są dobrą drogą. Ta droga dla mnie może nie była najlepszą, bo nie byłem przygotowany na to, żeby udźwignąć na swoich barkach telewizyjną popularność, nie bardzo umiałem wtedy śpiewać, nie umiałem pisać piosenek. Więc musiałem zejść z pierwszego planu, przez prawie dekadę szukać swojego języka, szkolić się w różnych zespołach, śpiewać w swojej kabinie wokalnej, którą zbudowałem sobie w ówczesnym mieszkaniu we Wrocławiu. Podciągałem umiejętności, żeby wreszcie z płytą „Zelig” wyjść z podziemia i od nowa próbować się dobić na szczyt. Ale Dawid Podsiadło, kiedy śpiewał w talent-show, już robił to świetnie i był przygotowany do kariery.
Brodka, Krzysztof Zalewski, Kortez, Dawid Podsiadło: słuchaj stacji ALT PL w Open FM!Po „Idolu” wydałeś płytę „Pistolet” pod pseudonimem Zalef. Przez to – od tej płyty z 2004 roku – myślę o tobie bardziej jak o „Zalefie” niż „Krzysztofie Zalewskim”.
Autografy daję do dziś jako „Zalef”, bo to się szybciej zapisuje. Poza tym Krzysztofów Zalewskich jest w Polsce zapewne dużo, bo to popularne imię i nazwisko. Ale żeby rozgraniczyć twórczość, która nie była niczym oryginalnym, od dzisiejszej, bardziej autorskiej – bo „Pistolet” był wypadkową tego, czego wówczas słuchałem, czyli Alice In Chains i Pearl Jamu – postanowiłem to zmienić. Poza tym nie wiem, czy to była taka świetna ksywa, żeby podpisywać nią twórczość. To trochę tak, jak – mam nadzieję, że Łukasz się nie obrazi – z Mrozem. Jestem jego wielkim fanem, szczególnie tego, co robi od kilku płyt. Mimo, że on nie lubi chyba o tym mówić, ja bardzo też lubię „Miliony monet”, uważam, że to świetnie wyprodukowana piosenka. Myślę, że jest nam po drodze z naszymi wrażliwościami, ma doskonały zespół, genialnie śpiewa, w pewni zasłużył na sukces, który osiągnął, życzę mu wszystkiego najlepszego, ale z ksywą „Mrozu” jest jak z „Zalefem” – pachnie trochę blokowiskiem…
Całej rozmowy z Krzysztofem Zalewskim posłuchasz TUTAJW utworze „Annuszka” z nowego albumu śpiewasz „a co jeśli zostało nam pięć minut życia”, a w komentarzu do płyty dodajesz jeszcze „jak poradzić sobie ze świadomością nieuchronnego?”. To przejmujące. Może gorzkość tej płyty polega na dojrzałym zauważeniu zła świata, ale równocześnie dojrzałym pogodzeniu się z tym?
Człowiek, kiedy dowiaduje się, że umrze, ma może trzy, może pięć lat. To nie jest tak, że zostajemy zaskoczeni. Teraz słychać też dobitne głosy naukowców, że Ziemia się kończy, że zaśmieciliśmy planetę, że efekt cieplarniany, a do tego śmiercionośny wirus plus dochodzenie do władzy na świecie różnej maści populistów, wzrost postaw faszystowskich, homofobicznych – to wszystko powoduje, że jest we mnie coś z lęku. Jaka może być na to recepta? Trzeba tańczyć, zaklinać rzeczywistość, pokazywać ludziom wokół, że nie damy się złamać. Nawet jak mam gorsze dni – a nie jest tak, że jestem optymistą, bo mam skłonności do malkontenctwa i czarnowidztwa – to i tak staram się nie być pesymistą. Optymizm, nawet na siłę, jest lepszą postawą.
To na co ty narzekasz?
Że nie mogę znaleźć spodni, że co się dzieje z tym rządem, że mam zatkany nos, bo mnie przewiało. Jestem z Polski, jestem Polakiem, więc skłonność do marudzenia mam we krwi. Na szczęście moja ukochana szybko to wyłapuje i daje mi mentalnego liścia na zasadzie „przestań jęczeć, bo nie da się z tobą wytrzymać”. Więc zauważam wtedy, że kreuję się na optymistę, a wychodzi ze mnie jęczyzm.
Krzysztof Zalewski gościem podcastu Open FM: POSŁUCHAJ!
Myślałem, że śpiewając o pięciu ostatnich minutach życia nawiązujesz do Zegara Zagłady [koncepcja stworzona przez naukowców z Chicago w latach 40. XX wieku; według niej, gdy na zegarze wybije północ, ludzkość czeka zagłada; naukowcy co kilka lat przestawiają wskazówki zegara i informują – na podstawie zagrożeń klimatycznych oraz postępu zbrojeń nuklearnych poszczególnych krajów – ile minut zostało do zagłady; obecnie wskazują oni godzinę 23:58:20 – przyp. red.]. Myślałem, że to jest trop w mówieniu o danse macabre.
To jest wypadkowa tego, że jesteśmy atakowani non stop informacjami o tym, że może faktycznie jest już za późno, że zaniedbania w sferze ochrony środowiska nas dogonią. To hasło „a co jeśli zostało nam pięć minut życia?” wyszło ze spektaklu „Złota skała” o Robercie Brylewskim, na którym byłem na chwilę przed pisaniem płyty. Sztuka polega na tym, że rozmawiają ze sobą dwudziestoletni Brylewski i Brylewski u schyłku życia i wymieniają się spojrzeniami na temat sensu istnienia – w pewnym momencie jeden pyta drugiego o to, co by zrobił w ostatnich pięciu minutach życia. Ta myśl nie dawała mi spokoju, nie mogłem przestać o tym myśleć, zacząłem się zastanawiać i wciąż nie mam dobrej odpowiedzi. Można to potraktować szerzej, jak na tym Zegarze Zagłady, że zbliżamy się do ściany jako cywilizacja, ale można myśleć o tym literalnie: co byś zrobił, gdyby to było na serio ostatnie pięć minut, gdybyś widział na horyzoncie zbliżający się w stronę twojego budynku samolot, albo gdyby zbyt blisko przelatywała kometa, albo po prostu miałbyś pewność, że jak wyjdziesz na ulicę to coś ci spadnie na głowę. Ja wciąż nie wiem co bym zrobił. Chyba myślałbym o miłości po prostu.
Poprzednimi gośćmi podcastów Open FM byli m.in.: Natalia Przybysz, Margaret czy Ralph Kaminski. Rozmów z nimi możecie posłuchać TUTAJ. Natomiast całą rozmowę z Krzysztofem Zalewskim znajdziecie także poniżej.