Spotykamy się przy okazji premiery płyty „Ślepota”. Dla Kuby to solowy debiut – na koncie ma już jednak sprzedawane w setkach tysięcy egzemplarzy albumy nagrane z grupą happysad. Obydwaj jeszcze nie wiemy, czy nowy krążek odniesie spektakularny sukces i czy przyniesie artyście wyprzedaną trasę koncertową. „Ślepota” jest wciągająca, uzależniająca, choć – co nie przystaje zupełnie do dotychczasowej twórczości muzyka – nie napawa optymizmem. Po dwudziestu latach na scenie Kuba Kawalec postanowił jednak mówić głośno o tym, co dręczy społeczeństwo, a więc i jego samego. Rozmawiamy zatem nie tylko o sztuce, ale przede wszystkim o kondycji współczesnego Polaka, o wychowaniu dzieci, o narzucanych kobietom rolach, o równości, wolności i agresji, która dzieli nasze społeczeństwo.

Całej rozmowy z Kubą Kawalcem posłuchacie TUTAJ, poniżej wybraliśmy natomiast kilka fragmentów z wywiadu, by zachęcić Was do sięgnięcia po całość.

Grzegorz Betlej: Właśnie ukazał się na rynku twój najnowszy, a jednocześnie debiutancki krążek „Ślepota”.

Kuba Kawalec: To prawda, płyta jest debiutancka, bo po raz pierwszy firmuję krążek swoim nazwiskiem. Do tej pory cała moja artystyczna działalność ukazywała się pod szyldem happysad. Kiedy słyszę, że ciężko przewidzieć czego się na tej płycie spodziewać, odbieram to jako komplement. Znaczy to dla mnie tyle, że rozwinąłem się jako artysta i stałem się w jakimś stopniu nieprzewidywalny. Atrakcyjność sztuki koreluje bowiem u mnie silnie z jej nieprzewidywalnością. Wydając tę płytę chciałem spróbować czegoś innego – od samej formy muzycznej zaczynając, na wydawcy i managemencie kończąc. Uznałem, że tylko tak w pełni doświadczę czegoś zupełnie nowego.

Z jednej strony to rok dwudziestolecia happysad – i ta okazja mogłaby przyćmić twoje wydawnictwo. Z drugiej strony zacząłeś promocję „Ślepoty” od singla nagranego w duecie, w którym twój głos jest zdominowany przez śpiewającą kobietę. Odważnie.

Dokładnie o tym mówię. Dla mnie to szalenie nieprzewidywalny ruch. Wydaję debiut, a zaczynam promocję singlem, w którym śpiewa ktoś inny. Idąc dalej, nie ma mnie na okładce płyty, nie ma mnie w teledyskach. Całość skupia się na muzyce, obrazie, a nie na autorze. To jakby zaprzeczenie dzisiejszego modelu promocji, w którym ciężar kładzie się głównie na osobie artysty, jakby to on był ważniejszy od dzieła. W tej odwadze, szaleństwie nawet, tkwi dla mnie atrakcyjność. Cieszę się, że Kayax zaakceptował taką moją wizję.

Logo - Wirtualna Polska

Ta płyta jest szalenie smutna. Na debiutanckim krążku happysad śpiewałeś, że cały świat potrzebuje psychologa, a siedemnaście lat od tamtej płyty brzmisz, jakbyś przechodził terapię.

Przechodzę terapię, zupełnie się tego nie wstydzę i życzyłbym sobie, żeby przestał być to w końcu społeczny temat tabu. A działalność artystyczną od zawsze traktuję jako pewną formę autoterapii, wyrzucania niewygodnych spraw z głowy. To mnie w jakiś sposób trzyma w ryzach. Album „Ślepota” nie powstałby, gdyby nie pandemia. Ta przerwa wcisnęła we mnie mnóstwo refleksji na temat kondycji społeczeństwa, cywilizacji, świata w całości. Widzę w tych piosenkach raczej serię pytań o to kim jesteśmy i dlaczego jesteśmy coraz dalej od siebie, dokąd zmierzamy i czy jesteśmy gotowi się zmieniać. I tak postrzegam ten krążek, jako zbiór refleksji, a że nie są one zbyt dobre, to już zostawiam pod dyskusję. Smutek na tym albumie postrzegam nie jako kliniczny i ostateczny, ale w pełni uleczalny albo chociaż oswajalny. Zwykle uciekam od myślenia o sobie jako o mentorze, a jeśli sztuka ma pełnić jakąś rolę, to raczej niech to będzie kij w mrowisku. Sztuka dla mnie nie musi szukać odpowiedzi, powinna raczej służyć do zadawania pytań.

W Muzeum Sztuki Współczesnej w Barcelonie jest taka sala, po wejściu do której nie docierają do ciebie żadne bodźce – dźwięk, obraz, zapach. Twoja płyta rodzi we mnie skojarzenia z tym miejscem, w którym wyostrzają ci się zmysły i jesteś zmuszony do spojrzenia w środek siebie samego.

Czuję w tym pewną przekorę, że żeby lepiej, pełniej odebrać świat zmysłami, człowiek musi zamknąć oczy. Doświadczyć ciemności, żeby więcej zobaczyć i zrozumieć. Dla mnie świat zbyt gwałtownie skręca w prawo, ciężko mi to zaakceptować i nie ma we mnie na to zgody. Czuję, że wszyscy potrzebujemy tych refleksji, że jak na czas się nie ogarniemy, to będzie za późno. Stąd moje przekonanie o trafności tego tytułu.

Ana Andrzejewska, która zaśpiewała z tobą w utworze „Zdechłam”, powiedziała, że napisałeś do niego tekst, o którym zawsze myślała, ale nigdy nie przyszło jej do głowy, by wypowiedzieć go na głos.

Sztuka, która nie znajdzie swoistego mostu z odbiorcą jest bezużyteczna, a sztuka bezużyteczna mnie kompletnie nie zajmuje. Stąd szukam środków wyrazu, które szarpią, często bolą, wywołują tarcia. Fajna melodia albo fajny rytm to dla mnie za mało. Sam szukam w sztuce lustra, w którym mógłbym się zobaczyć, odkryć coś w sobie, przypomnieć, uświadomić. Często to lustro krzywe, brudne i popękane. To w nim najczęściej odnajduję prawdę. Myślę, że Ana miała ten rodzaj kontaktu z tym tekstem. To dla mnie znak, że się udało. Jest to wszak tekst o najtrudniejszych przeżyciach, niewypowiedzianych, skrywanych latami lękach.

Logo - Wirtualna Polska

Tekst do „Zdechłam” jest – jak kiedyś mówiłeś – dość stary, a jednocześnie trafiłeś w moment debaty o prawach kobiet.

Mam dwie córki i sprawy kobiet są dla mnie ogromnie ważne. Pomysł na teledysk do „Zdechłam” powstawał w okresie ogólnopolskich strajków, więc miałem ogromną nadzieję, że ta piosenka i piękny do niej obraz będą komentarzem do tych wydarzeń.

Słuchaj stacji Alt PL w Open FM!

Gośćmi poprzednich podcastów Open FM byli między innymi: Andrzej Piaseczny, Margaret, Monika Miller, Natalia Przybysz i Krzysztof Zalewski. Rozmów z nimi możecie posłuchać TUTAJ.

Logo - Wirtualna Polska

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Logo - Wirtualna Polska