Głos, który się łamie – i właśnie dlatego działa

Carner – a właściwie Benjamin Coyle-Larner – od zawsze rapował z zacięciem poety, ale na hopefully! po raz pierwszy tak wyraźnie sięga po śpiew. Choć początkowo miała to być jedynie ścieżka referencyjna, producent Avi Barath przekonał go, by pozostawić wokale w ich surowej, "niedoskonałej" wersji. Efekt? Nowe brzmienie, które – jak zauważa The Guardian – "przecina słodycz jak cytryna herbatę". To właśnie ten głos, cichy, łamiący się, autentyczny, nadaje utworom takim jak "In My Mind", "Strangers" czy "Lyin" wyjątkową emocjonalną temperaturę. Porównania do King Krule’a, pojawiające się w kilku recenzjach, są tu nieprzypadkowe – Carner eksploruje melancholijną przestrzeń gdzieś między rapem a indie rockiem.

Zmiana tonu, nie tożsamości

Pod względem brzmienia hopefully! to album bardziej ciepły i otulający niż poprzednie, a szczególnie niż konfrontacyjne Hugo z 2022 roku. Żywa perkusja, jazzowe wstawki, gitarowe pogłosy i dziecięce głosy w tle tworzą intymną, wręcz domową atmosferę. Carner, jak pisze Shatter the Standards, "maluje portret artysty w trakcie przemiany", ale bez utraty tożsamości. Jego teksty są nadal wyznaniem – tylko tym razem nie tyle bólu, co dorastania i nauki życia z nowymi emocjami.

Ojcostwo jako centrum

Motywem przewodnim hopefully! jest ojcostwo – nie jako ideał, lecz jako codzienna, czasem trudna rzeczywistość. Już w otwierającym "Feel at Home" słyszymy syna Carnera, który gra kilka nut na cymbałkach, a zamykające "About Time" kończy jego głos mówiący ojcu, że czas już iść do domu. Między tymi punktami rozciąga się opowieść o miłości, lęku i próbie zrozumienia, kim trzeba być dla dziecka i siebie samego. "Mój syn potrzebuje ojca, nie rapera" – deklaruje Carner, choć sam wie, jak trudno zrezygnować z jednej roli na rzecz drugiej.

W utworze tytułowym pojawia się też postać zmarłego mentora artysty – Benjamina Zephaniaha – którego słowa wybrzmiewają jak testament nadziei mimo trudów: "Nie wiem, ale mam nadzieję". To nie naiwna wiara, lecz wybór – świadomy, czasem bolesny, ale konieczny.

Sentymentalność z nową krawędzią

Carner od zawsze balansował na granicy wzruszenia i ckliwości. Jak pisze DIY Mag, "jego muzyka to emocje w ruchu – poruszająca, ale też muzycznie satysfakcjonująca". Tym razem tę równowagę udało się zachować dzięki nowemu wokalnemu podejściu i żywym aranżacjom. "All I Need" to mantra wdzięczności, "Purpose" z gościnnym udziałem Navy Blue to medytacja nad tym, co trzyma nas przy życiu, a "Don’t Fix It" z Nickiem Hakimem brzmi jak sen – kruchy, rozmyty, ale prawdziwy.

Intymność bez banału

Choć niektórzy – jak Financial Times – krytykują hopefully! za zbytnią introwersję i "domowe" zamknięcie, większość recenzji podkreśla, że to właśnie ta intymność stanowi siłę albumu. To nie wycofanie, ale świadome zanurzenie się w tym, co najbliższe. New Wave Mag opisuje płytę jako "prywatną rozmowę z przyjacielem", a NME zauważa, że Carner "nie wybiera łatwego optymizmu, lecz cierpliwe pogodzenie się z życiem".

Ewolucja artysty

hopefully! to album przejścia – z młodzieńczego gniewu i żalu ku dorosłemu zrozumieniu, że świat nie jest czarno-biały, a miłość, lęk i nadzieja mogą współistnieć. To także próba odpowiedzi na pytanie "kim mam dzisiaj być?", bez konieczności znajdowania jednoznacznej odpowiedzi. Loyle Carner pokazuje, że wrażliwość może być siłą, a cisza – formą manifestu.

Źródła:

  • The Guardian, Rachel Aroesti, 19.06.2025
  • NME, Liberty Dunworth, 20.06.2025
  • DIY Mag, Peter Martin, 20.06.2025
  • When The Horn Blows, Alex Curle, 21.06.2025
  • Shatter the Standards, Murffey Zavier, 21.06.2025
  • Financial Times, Ludovic Hunter-Tilney, 21.06.2025
  • New Wave Mag, Max Persad, 21.06.2025