Z Mery Spolsky spotykamy się tuż przed Bożym Narodzeniem. Żyje tym nastrojem, szykuje już świąteczne piosenki i chętnie opowiada o gwiazdkowych swetrach. Ale nad całym spotkaniem unosi się duch walki: o lepsze jutro, o piękniejszy świat, o samą siebie. Wokalistka przyznaje, że kiedy pisała „Dekalog Spolsky” nie przypuszczała, iż piosenki z niego pochodzące staną się w samym środku pandemii hymnami kobiet. Rozmawiamy więc o tym, do czego prowadzą zapisane pomiędzy słowami drobne melancholie, dlaczego w dzisiejszym świecie brakuje autorytetów i jak ma się współczesne pojmowanie tematu przemijania.

Całej rozmowy z Mery Spolsky możecie posłuchać TUTAJ, my natomiast wybraliśmy kilka fragmentów z tego wywiadu, by zachęcić Was do sięgnięcia po całość.

Grzegorz Betlej [Open FM]: Kiedyś nasza wspólna znajoma, wokalistka zespołu Linia Nocna Monika Wydrzyńska, powiedziała mi, że ucząc śpiewu małych dziewczynek zauważa, że one są zawstydzone i że brakuje powiedzenia im, że są okej i że mają wierzyć w siebie.
Mery Spolsky: Nawiązujesz do mojego utworu „Sorry from the Mountain”. Mamy dużo kobiecych hymnów, ale ten jest faktycznie takim powiedzeniem prosto w twarz tego, co powinno zostać powiedziane. Faceci do mnie piszą: „ale jak to, Mery, to chłopaki mają w siebie nie wierzyć?”. Ludzie nie wyłapują tej metafory, bo to jest w ogóle utwór o odkryciu pewności siebie, a że jestem dziewczyną, więc piszę o dziewczynach. Ale trzeba mówić małym dziewczynkom, że powinny w siebie wierzyć, że są coś warte. To bardzo potrzebne. Miałam to szczęście, że moja mama była taką osobą, która mi non stop powtarzała, że jestem piękna i piszę piękne piosenki. Ładowała mi to do głowy i było to bodźcem do wyjścia na scenę w ogóle, do braku wstydu. Bo jeżeli w domu nie ma tego wsparcia, tylko jest mówienie „weź się za coś poważnego”, to ciężko małej dziewczynce znaleźć w sobie pewność siebie.

Logo - Wirtualna Polska

Jestem w ostatnim czasie wstrząśnięty, bo przeczytałem specjalistyczny tekst, że wielu dziewczętom ojcowie mówią „jesteś gruba”. Zdaję sobie sprawę z tego, że takie rzeczy się dzieją, nie mniej – jest to dla mnie szokujące. Bo wszystko w dorosłym życiu wyrasta z charakteru domu rodzinnego.
Dlatego dobrze, żeby moje utwory trafiały też do młodszych odbiorczyń. I to bez względu na to, że zdarza mi się w piosence użyć wulgaryzmu: ale, no przecież, wszystko już publicznie padło. Takie sytuacje, gdy jesteś w rodzinie podkopywany, to jest najgorsza rzecz, bo dzisiaj w samym internecie można się podłamać, gdy oglądasz zdjęcia przepuszczone przez Photoshopa. Trzeba dziś prostych haseł – takich jak mój dekalog z płyty, gdy mówię prosto z mostu.

Te twoje działania – nie zawsze pewnie skrupulatnie zaplanowane – są mocno ze sobą powiązane. Bo na przykład Kayah nagrała z tobą niedawno utwór „Królestwo kobiet”.
Te wszystkie piosenki powstały dużo wcześniej, zanim pojawiła się dzisiejsza zaogniona sytuacja wokół kobiet w naszym kraju. A nagle się okazuje, że dziewczyny dzięki nim czują siłę. Widziałam ludzi, którzy przed marszami pisali sobie na transparentach cytaty z moich piosenek. Cieszę się, że to poszło w takim kierunku, bo ja sama muszę sobie powtarzać, że jestem czegoś warta. Potem gram takie piosenki na koncertach i jak śpiewam „każda dziewczyna ma wierzyć w siebie” to sama czuję siłę.

Jest taka książka autorstwa Tomasza Markiewki, „Gniew”, będąca poszukiwaniem przyczyn i roli gwałtownych emocji w naszym kraju. Pada tam takie hasło, że szkodliwym jest wmawianie ludziom, że „każdy może wszystko”, bo coaching jest niezdrowy. Przecież praca i edukacja doprowadzają nas do pewnego punktu w życiu, ale w karierze potrzebna jest ogromna dawka szczęścia, przypadku, na który w ogóle nie mamy wpływu.
Mnie też irytuje taki coaching w stylu „pomyśl o tym, a to do siebie przyciągniesz”. Nie lubię wyimaginowanych rozwiązań, bo przecież oprócz dobrego nastawienia potrzeba dużo pracy. Warto oczywiście poznać jakieś mechanizmy myślenia, które sterują ludźmi odnoszącymi sukcesy, bo to są ciekawe perspektywy, ale ślepe patrzenie na takie kwestie jest szkodliwe. Bo, jak mówisz, szczęście jest najważniejsze. Wiele sytuacji pokazało, również artystom, że talent nie wystarcza.

<a href="http://open.fm/stacja/alt-pl" target="_blank">Słuchaj Mery Spolsky w stacji Alt PL w Open FM!</a>

Bardzo dużo młodych artystów szuka dziś jakiegoś rodzaju wiary. Kasia Lins, Krzysiek Zalewski – na swoich ostatnich płytach w pewnym sensie rozglądają się za religią. Czy ten okres postępującego konsumpcjonizmu pomieszanego z populizmem to jest czas poszukiwań czegoś wartościowego dla pokolenia trzydziestolatków? Twoja ostatnia płyta też przecież nawiązuje do religii.
Ja bardzo lubię tę koncepcję u Krzyśka Zalewskiego, gdzie mamy płytę „Zabawa”, ale krążymy wokół końca świata. Kasia Lins też poszła w klimat sakralny. Być może wymusiły to dziwne czasy. Moja płyta powstawała przed pandemią, więc jeśli dziś bym ją pisała, to być może byłaby jeszcze bardziej apokaliptyczna. Jestem cały czas osobą szukającą. Kiedy odeszła moja mama otworzyłam oczy, że życie jest krótkie, że wszystko może szybko zniknąć. Zrozumiałam co znaczy utracenie kogoś najbliższego, więc to było moim przyczynkiem do nagrywania o śmierci, bo przecież na mojej pierwszej płycie też o tym mówię – tam również pojawiają się krzyże, temat pogrzebu. Piszę takie rzeczy z jakąś ironią, ale w głębszej warstwie przemycam pytania o sens życia jako taki. Więc być może to faktycznie takie czasy myślenia.

Może to wynik życia w świecie social mediów, w których brakuje realnych autorytetów? Bo jak przejrzysz porządnie cały feed, to zobaczysz influencerów, o których możesz powiedzieć: „oni naprawdę nie mają pojęcia o czym mówią”.
Bo potrzeba ludzi, którzy mają pasję i wiedzą jak o niej mówić. Nawet jeśli dla kogoś pasją jest moda, zakłada bloga, potem instagrama, projektuje ubrania. Ale ważne, żeby ta pasja istniała również bez internetu. Ale jeśli dostajesz feed kogoś, kto pokazuje jednego dnia krem, a drugiego odkurzacz, to nie ma podstaw, by mówić o nim per autorytet.

Wiesz jak dużo przeszłaś, żeby być tu, gdzie jesteś. I całe życie poświęciłaś temu, by dojść do tego miejsca. A potem przychodzi ktoś bez twojego wykształcenia, bez twojej wiedzy, doświadczeń – i mówi, że też jest wokalistą jak wszyscy inni, tylko dlatego, że nagrał coś na YouTube.
Dużo jest takich ludzi. Na takie osoby jest też miejsce, naturszczycy są charyzmatyczni. Ale widzisz: moja mama była projektantką mody, więc wiedziałam na czym to polegało. Poza tym, że miała do czegoś oko, musiała jeszcze się na tym znać, potrafić to skroić, musiała mieć kunszt. Dla mnie wartościowym jest, jeśli ktoś ma warsztat w jakimś temacie. Nie mam problemu z tym, że jakiś muzyk wychodzi z poziomu zero, że nie ma wykształcenia – ale niech się chociaż nauczy na przykład czytania nut lub wyrazi zainteresowanie techniką śpiewu czy gry na instrumencie. Mnie razi ignorancja u ludzi: jak się łapiesz za autotune, bo bez niego nie umiesz zaśpiewać i konstruujesz muzykę za pomocą gotowych „klocków” w programie na komputerze, to bądź pokorny, bo to nie do końca jest bycie twórcą.

<a href="http://open.fm/podcasty" target="_blank">Mery Spolsky gościem podcastu Open FM: POSŁUCHAJ!</a>

Poprzednimi gośćmi podcastów Open FM byli m.in.: Krzysztof Zalewski, Paulina Przybysz, czy Margaret. Rozmów z nimi możecie posłuchać TUTAJ. Natomiast całą rozmowę z Mery Spolsky znajdziecie także poniżej.

Logo - Wirtualna Polska
Logo - Wirtualna Polska