Kiedy Aleksandra Nizio wygrywała program, miała zaledwie 19 lat. Wydawało się, że rynek muzyczny stoi przed nią otworem. Po tym, jak zaśpiewała "Set Fire to the Rain", zaczęto o niej nawet mówić "polska Adele". Po programie jednak słuch po niej zaginął. Dziś już wiadomo, że wynikło to najprawdopodobniej z tego powodu, że artystka nie potrafiła dogadać się z wytwórnią. Tak po latach opisuje tamtą sytuację.

Z perspektywy czasu, patrząc na to wszystko już dojrzalszym i bardziej świadomym okiem, myślę, że tutaj dwie strony nie potrafiły znaleźć żadnego konsensusu. Ja byłam 19-letnią, hardą i upartą dość dziewczyną, której mówiono jedno, a robiono drugie, a wytwórnia miała na mnie plan i absolutnie nie odpowiadał on moim przekonaniom. Jednocześnie wytwórnia ani ja nie wychodziliśmy ze swojej strefy komfortu, nie słuchaliśmy się wzajemnie, więc to siłą rzeczy nie miało prawa się udać.

W programie "Dzień dobry TVN" wokalistka sugerowała, że wytwórnia miała zastrzeżenia co do jej wagi: "Cieszę się, że nikt mi już nie mówi co i jak mam robić, jak mam wyglądać, czy mam być szczupła, śpiewać wysoko czy nisko, bo bardzo długo słuchałam, że mój głos jest za mocny, nazbyt chrypliwy i muszę być kolejną czyjąś kopią, czego nie chciałam. Bardzo chcę pokazać, że jestem Nizio i jestem świadomą artystką, która rzeczywiście pojawia się i znika, ale jak już się pojawia to narobi trochę zamieszania".

Obecnie Ola Nizio pracuje nad nową muzyką. To będzie coś zupełnie innego, coś całkiem nowego i coś na co czekałam prawie 10 lat. Mam dużo wdzięczności w sobie - napisała na swoim Instagramie.

Logo - Wirtualna Polska
Logo - Wirtualna Polska