Z Pauliną Przybysz spotykamy się pod koniec skomplikowanego 2020 roku. Chętnie opowiada nam o wydanej niemal dziesięć miesięcy wcześniej płycie, z którą – z powodu pandemii – nie miała jeszcze okazji koncertować na szeroką skalę. Pisała ją zimą w swojej pracowni w lesie, widząc przez okna drzewa uginające się pod śniegiem. To słychać: album „Odwilż” mocno operuje skojarzeniami „ja-społeczeństwo-planeta”.

Całej rozmowy z Pauliną Przybysz możecie posłuchać TUTAJ, my natomiast wybraliśmy kilka fragmentów z tego wywiadu, by zachęcić Was do sięgnięcia po całość.

Grzegorz Betlej [Open FM]: W lutym wydałaś płytę „Odwilż”. W naszym kraju część artystów nagrywała płyty w trakcie pandemii, niektórzy wypuścili je dopiero teraz, po długich opóźnieniach, by móc wkrótce koncertować. Ty wydałaś ją tuż przed lockdownem.
Paulina Przybysz: Czekasz na dziecko, a jak już jest, to nie możesz go wyprowadzić w wózeczku na spacer. Ale ja przeżyłam w życiu tyle dziwnych zakrętów i do wszystkich z nich potrafiłam się dostosować, że nie przeraził mnie tamten lockdown. Jeśli ktoś mi mówi, że nie mogę wychodzić z domu przez miesiąc, to nawet się cieszę, bo jestem piżamowcem. I nie nudzę się ze sobą.

Śpiewałaś na tej płycie „za mało czytałam, by umieć wybrać rząd”.
Nie wiem czy też tak masz, ale ja – kiedy dzieją się ważne rzeczy w naszym kraju – żałuję, że nie byłam na politologii. Nie nadążasz w weryfikowaniu prawd i mitów, które w naszej historii wiszą, więc czujesz braki. Jest taka scena w serialu „The Crown”, w którym główna bohaterka zostaje królową, ale zdaje sobie sprawę z tego, że jej edukacja dotycząca historii, samego państwa, jest w sumie na bardzo minimalnym poziomie. Ja miewam takie odczucia, bo po maturze wsiadłam do busa i grałam piosenki. Więc – oczywiście – przeczytałam trochę książek, ale nigdy nie czułam się odpowiednio wykształcona, by tak serio czuć, że mam mądrość, żeby decydować o prawach obywateli. Z drugiej strony czuję, że muszę, bo przecież nie możemy pozostać bierni, bo sprawy dotyczą właśnie nas, obywateli.

Widząc twoje social media orzekłbym, że przemawia przez ciebie powinność względem mówienia.
Być może wiek człowieka sprawia, że ośmielamy się w końcu powiedzieć, że wszystko jest polityką. Przez większość młodych lat miałam podejście „nie znam się, nie wypowiem, nie jestem politykiem, jestem od dźwięków”. A przecież jestem też od tekstów i kiedy wpuszczasz swoje piosenki do uszu słuchaczy, to jesteś odpowiedzialny za przekaz. Piosenki zostają dłużej w głowach, niż słowa polityków. Choć ich słowa są czasem spektakularne albo spektakularnie niepoważne. Myślę, że może to właśnie intuicja ludzi, którzy ufają swoim uczuciom, powinna równoważyć kalkulacje biznesmenów, których nazywamy politykami.

Nie wkurza cię, że artysta, który ma zasięgi, nie przemawia do młodych ludzi?
A może knuje? Może potrzebuje więcej czasu dla swojej twórczości? Szanuję każde tempo, a sytuacje z jakimi się mierzymy teraz na świecie, na naszych ulicach, w rodzinach, będę rezonować jeszcze bardzo długo. Rozumiem też, że niektórzy nie czują się na siłach, by mówić.

Wypuściłaś greenpeace’owy kawałek „Liść”.
Współpracuję z Green Peacem od dekady. Pracujemy przy akcji Adoptuj Pszczoły. Jeszcze jako Pinnawela robiłam klip, w którym wykorzystałam materiały z bazy zdjęć z Amsterdamu – oni mają dwie kupki fotografii i filmów greenpeace’owych: „piękno” i „zniszczenie”. Stamtąd braliśmy te kontrasty do teledysku. A wiele lat później zostałam dyrektor artystyczną Women’s Voices [seria koncertów promujących kobiecą siłę; jej ostatnia odsłona nosiła podtytuł „Kobiety ratują planetę” – przyp. red.] i w ostatniej edycji, która miała mocno ekologiczny wydźwięk, poprosiłam ponownie o tamte zdjęcia i zrobiliśmy takie wizuale z rzutnika, które się świetnie skomponowały – przy Massive Attack pokazywaliśmy fotografie fabryk, a przy utworze „Girls Just Want to Have Fun” śpiewanym przez Brodkę widzieliśmy na zdjęciach bawiące się foki, ta dosłowność była bardzo urocza. Nie potrafię odmawiać takim akcjom. Gdybym nie robiła muzyki, to, kto wie, może bym na pełny etat działała proekologicznie albo prospołecznie.

Czego nie wiem o ekologii, co chcesz mi powiedzieć?
Teorii o ekologii jest milion i możesz znaleźć osoby, które nie wierzą w zmiany klimatu na przykład albo nie przemawia do nich niszczący wpływ hodowli zwierząt pod ubój dla naszego ekosystemu. To nazwijmy grubymi sporami ideologicznymi, ale musimy sobie uświadomić, jak wiele naszych mikroruchów ma wpływ na wszystko, co się tu dzieje. Więc możemy z dnia na dzień trochę odciążać Ziemię od naszego inwazyjnego bycia. Znam ludzi, którzy upierają się przy tym, by nie segregować śmieci albo takich, dla których kupowanie jest sensem życia. Ja się koleguję z młodszymi od siebie ludźmi, widzę też wchodzenie moich dzieci w nastoletni świat – i myślę, że to pokolenie przestaje się łapać aż tak na haczyki konsumpcjonizmu, na które my zostaliśmy dawno temu złapani: posiadania, kolekcjonerstwa. Mamy dużo małych i słabych jakościowo rzeczy, zamiast jednej pary porządnych butów, ale myślę, że to się zmienia.

To się łączy z twoim utworem „Minimalizm”. A on – szczególnie w tym świecie z pogranicza muzyki i szołbiznesu – jest bardzo odważny. Bo ten świat jest niezwykle zbieżny z konsumpcjonizmem.
W tę piosenkę wrzucam cytaty anglojęzyczne, na przykład „make it rain”, który pada w klipach raperów rozsypujących dolary. To kontrastuje z „make a change”, które prowadzi z tym pierwszym trochę wojnę, bo mowa o tej pozytywnej zmianie, która często łączy się z zaniechaniem czynności albo jakimś wyrzeczeniem. Kocham modę, kocham postęp, ale od paru lat współpracuję z moją przyjaciółką-stylistką, z którą działamy nad przetwarzaniem rzeczy, które już mamy. Mieszamy obecne w naszych szafach ciuchy i zanosimy je do krawca. Kupujemy jak najmniej elementów się da. Wymieniamy się ciuchami nie tylko na sceniczne akcje, ale też w życiu.

Czy nie ciężko to tłumaczyć pokoleniu twoich dzieci, które nie pamięta naszych czasów sprzed internetu?
Myśmy się urodzili w dobie szalejącego kapitalizmu. I zdążyliśmy marzyć o danych rzeczach – nie w sposób „chcę, żeby to było” i masz to na następny dzień, ale mogliśmy myśleć pół roku wcześniej, że chcielibyśmy dostać coś pod choinkę. Ten proces u nas był długi, mieliśmy mentalną koneksję z przedmiotami i jak dostawałeś paczkę lego, to ona była z tobą do końca twojego dzieciństwa. Teraz ten przemiał jest straszny i nawet kłopotliwym jest pytanie dziecka co by chciało, bo ono ma dostęp do wszystkiego, a nawet jak dostanie coś niby bardzo wyjątkowego, drogiego, prawdopodobnie za dwa dni straci ten entuzjazm, wdzięczność, bo na horyzoncie zaatakuje go kolejna reklama. Moje dzieci bardzo lubią rzeczy szyte, spersonalizowane, moja córka ostatnio robi rzeczy z gliny. Myślę sobie, że tak wygląda to dzisiejsze pokolenie, że skoro wszystko jest na wyciągnięcie ręki, to powoli wolą mieć coś indywidualnego. Jeśli mniej marzą o przedmiotach, to skupiają się na czymś innym, bo te rzeczy materialne są nudne, nieciekawe. Wierzę w przemianę globu i w to, że zaczynamy rozumieć więcej aspektów życia ludzkiego, niż przetrwanie, wyżywienie, moda i coraz prostsza obsługa AGD. Pomimo, że teraz to wszystko wygląda naprawdę źle – tak, jakbyś robił przemeblowanie w domu i miał wszystkie rzeczy wywalone na środek salonu – to wszystko zmierza do jakiejś duchowej przemiany i może kiedyś usiądziesz na kanapie i popatrzysz na ten nowy, piękny, empatyczny porządek. Mam nadzieję.

Poprzednimi gośćmi podcastów Open FM byli m.in.: Krzysztof Zalewski, Natalia Przybysz, czy Margaret. Rozmów z nimi możecie posłuchać TUTAJ. Natomiast całą rozmowę z Pauliną Przybysz znajdziecie także poniżej.

Logo - Wirtualna Polska
Logo - Wirtualna Polska