WŁĄCZ STACJĘ TYLKO POLSKIE PRZEBOJE W OPEN FM

Emocje opadły. Polska z dala od czołówki

Finał 69. Konkursu Piosenki Eurowizji za nami. Wieczór pełen wzruszeń, niespodzianek i spektakularnych występów zakończył się wygraną JJ, reprezentanta Austrii.

Justyna Steczkowska, typowana przez niektórych komentatorów artystka z potencjałem do zaskoczenia, ostatecznie uplasowała w drugiej połowie tabeli wyników.

W głosowaniu jurorów Polska zdobyła 17 punktów. Od widzów nasza reprezentantka dostała 139 punktów, co łącznie dało 156 oczek. To dało 14. miejsce w końcowej klasyfikacji.

Dla wielu fanów było to gorzkie rozczarowanie. Występ Polki wyróżniał się na tle konkursowej stawki – był dopracowany, niebanalny i artystycznie spójny. Wokalnie Steczkowska zaprezentowała klasę, jakiej rzadko doświadcza się w tego typu widowiskach. Niestety, to nie wystarczyło, by zdobyć uznanie masowej publiczności, a i jurorzy nie okazali się w pełni przychylni.

Artystyczna wizja nie zawsze wygrywa

Wybór Justyny Steczkowskiej jako reprezentantki Polski od początku budził emocje. Z jednej strony – ogromny szacunek dla jej dorobku, charyzma sceniczna i niekwestionowany talent. Z drugiej – pytanie, czy tak artystyczna, nieco mistyczna i złożona propozycja ma szansę przebić się w konkursie, który coraz częściej stawia na bezpośredni przekaz i "instant impact".

Podczas sobotniego finału w Bazylei Steczkowska dała popis wokalnej precyzji i emocjonalnej głębi. Na scenie była pełna mocy i wewnętrznej siły, wcielając się w postać Gai — matki natury, która "przemówiła" w rytualnym tańcu światła, dźwięku i symboli. Występ był zjawiskowy, ale jednocześnie na tyle wymagający i nieszablonowy, że mógł nie trafić do mniej zaangażowanych odbiorców.

Reakcje w kraju i za granicą

Choć media społecznościowe po występie wypełniły się pochwałami, wśród komentarzy zaczęły pojawiać się także głosy rozczarowania. Dla wielu fanów Justyny Steczkowskiej miejsce zajęte w finale nie oddaje jej pracy i jakości całego przedsięwzięcia. "To była sztuka, nie konkurs", "Za dobra na Eurowizję" – pisali użytkownicy X i Facebooka.

Nieco bardziej stonowane były reakcje zagraniczne. Chwalono "oryginalność", "klimatyczność" i "magnetyzm sceniczny", ale zauważano też, że przekaz piosenki mógł być zbyt hermetyczny, by szerzej zaistnieć w świadomości widzów. Dziennikarze kilku portali eurowizyjnych wskazywali, że występ Polki był "najlepszy w swojej kategorii", ale ta kategoria — artystycznego, symbolicznego performance'u — rzadko wygrywa.

Co dalej?

Choć miejsce Polski w finale nie spełniło oczekiwań, trudno mówić o porażce w pełnym tego słowa znaczeniu, zwłaszcza w kontekście kuriozalnego skrótu, który był pokazywany kilka razy w trakcie finałowego show. Udział Justyny Steczkowskiej w Eurowizji 2025 był próbą przeniesienia konkursu na inny poziom – bardziej duchowy, refleksyjny, emocjonalny. Być może to nie był rok, w którym Europa była gotowa na taki przekaz.

Jedno jest pewne: Steczkowska nie przegrała serc swoich fanów. Wręcz przeciwnie – zdobyła nowe grono odbiorców, pokazała siłę kobiecej artystki i udowodniła, że nawet na tak spektakularnej scenie można być sobą. A to wartość, której nie mierzy się liczbą punktów.